poniedziałek, 17 czerwca 2013

Szkice: Pierre Menard, czyli powtórzenie (z) przypadku




1

Zanim przejdę do – z konieczności skrótowej i nie mającej ambicji wyczerpania tematu – analizy powtórzenia w opowiadaniu Jorge Luisa Borgesa Pierre Menard, autor Don Kichota, niech będzie mi wolno powołać świadka. W opublikowanej w 1992 roku książce Teorie mimesis. Repetycja Arne Melberg dokonuje reinterpretacji historii tytułowego pojęcia w kategoriach naśladowania i powtórzenia: „odczytując mimesis jako pojęcie temporalne w repetytywnej reżyserii”[1]. Swoją koncepcję opiera na czterech, dość luźno ze sobą połączonych „studiach przypadku”, poświęconych kolejno: wypędzeniu poetów z idealnego państwa Platona, problemowi imitación i drążącemu Don Kichota pragnieniu odnowienia „wieku złotego” w dziele Cervantesa, russowskiej rêverie jako dążeniu do osiągnięcia stanu „bez granic i różnic”[2], wreszcie gjentagelse Kierkegaarda, w którym gest powtarzania owocuje tym, co nowe i wcześniej nieznane. Ze zrozumiałych względów w tym miejscu interesować mnie będzie tylko ten drugi przypadek.


Punktem wyjścia, a zarazem centralnym zagadnieniem przeprowadzonej przez Melberga analizy Don Kichota jest powracające w dziele Cervantesa wyobrażenie „wieku złotego”. Po raz pierwszy pojawia się ono w jedenastym rozdziale części pierwszej, kiedy rycerz i jego giermek przyjmują gościnę od napotkanych po drodze, rozpoetyzowanych koziarzy. Po raz drugi – w rozdziale dwudziestym tej samej części, kiedy pogrążeni w ciemności bohaterowie nasłuchują przerażeni tajemniczego łoskotu, który – jak okazuje się z nastaniem dnia – dobiega ze znajdującego się nieopodal foluszu. W pierwszej z wymienionych scen Don Kichot wygłasza płomienną przemowę, w której sławi ów szczęśliwy czas, gdy nie niepokojone przez nikogo dziewczęta mogły wędrować po świecie, skrywając pod odzieniem tylko tyle ciała „ile zawsze skromność uczciwie nakazywała i nakazuje”[3]. Obecnie, w „wieku żelaznym”, niewinność wędrujących dziewcząt zagrożona jest „miłosną zarazą”[4], dlatego niezbędni są błądzący rycerze, którzy będą trzymać pieczę nad ich bezpieczeństwem. Sam Don Kichot, jak poucza Sancza w drugim z przywołanych  fragmentów, z „woli nieba” urodził się „w tym wieku naszym żelaznym, aby wskrzesić wiek złoty albo złocisty, jak go zwykle zowią”[5].
Analizując te dwa epizody, Melberg nazywa owo dążenie – próbę przywrócenia niewinności „wieku złotego” w trawionym „miłosną zarazą” „wieku żelaznym” – projektem Kichotowskim. Tym, czego w istocie chce dokonać rycerz jest więc przezwyciężenie czasu. Nie chodzi jednak o powstrzymanie jego upływu ani tym bardziej odwrócenie biegu, lecz o restytucję tego, co bezpowrotnie utracone we współczesności. Projekt Kichotowski, mimo iż bohater realizuje swój zamiar poprzez naśladowanie wzorów z rycerskich ksiąg, nie ma bowiem na celu wyłącznie imitacji: służy raczej przemianie literackiej fikcji w „w tu i teraz rzeczywistości”[6]. Jak zauważył autor Teorii mimesis: „rycerz jest wzorcową istotą lingwistyczną, to jest kimś, kto żyje według danych wcześniej przykładów literackich”[7], to znaczy „w każdej konkretnej sytuacji […] myśli […] literacko, i nie reaguje nigdy na wezwania rzeczywistości, zanim ich literacko nie opracuje”[8]. Moment, w którym nie jest w stanie dokonać transformacji świata w literaturę – nazwać napotkanej wieśniaczki Dulcyneą – świadczy o klęsce projektu. Don Kichot nie porzuca jednak prób jego realizacji, nieodwracalnie pogrążając się w melancholii.
Tyle streszczenia. Aby uprawomocnić swoje odczytanie, Melberg powołuje trzech świadków – „niecodziennych naśladowców”[9] Cervantesa, jak sam ich określa: Miguela de Unamuno, Jorge Luisa Borgesa i Paula Austera. Pochylając się nad przetworzeniem Cervantejskiego wzorca w Pierze Menardzie…, stwierdza, że Argentyńczyk „w małej skali wypróbowuje to, co Cervantes rozwinął w wielkim stylu, mianowicie przemianę fikcji w rzeczywistość”[10]. Biorąc Melberga na świadka, chciałbym – w małej skali – wypróbować jego koncepcję w odniesieniu do opowiadania Borgesa.


H. Daumier, Don Quixote and Sancho Pansa


2

Na czym polega Menardowska „imitación”? Wydaje się, że w swoich zasadniczych rysach jest zbieżna z projektem Kichotowskim. Obydwaj bohaterowie naśladują, obydwaj też poprzez naśladowanie chcą stworzyć coś nowego. Różnica między powtórzeniem u Cervantesa a powtórzeniem w opowiadaniu Borgesa tkwi jednak – takiej tezy będę tu bronił – tyleż w skali, co jakości zjawiska. O ile bowiem Rycerz Smętnego Oblicza, dążąc do odnowienia mitycznej rzeczywistości „wieku złotego” w zdegenerowanych realiach „wieku żelaznego”, porusza się po linii łączącej rzeczywistość z literaturą (aczkolwiek, jak zostało to powiedziane, neguje tę pierwszą w imię drugiej), o tyle Menard – by użyć celnego określenia Melberga – „pozostać może wśród ksiąg”[11]. Jego przedsięwzięcie wydaje się przy tym nie mniej szalone niż wędrówka odzianego w starą miskę hiszpańskiego szlachcica Alonso Quijano. Francuski symbolista chce bowiem napisać Don Kichota. Nie chodzi jednak o uwspółcześnioną wersję słynnej powieści, lecz „stworzenie stronic, które zbiegłyby się – słowo w słowo i zdanie po zdaniu – ze stronicami Migueala de Cervantes”[12], przy czym – co z całą mocą podkreśla narrator – zabieg ten nie jest równoznaczny z mechanicznym skopiowaniem oryginału. Aby to osiągnąć, bohater Borgesa musi – podobnie jak rycerz z Manczy – przezwyciężyć czas.
Tu jednak pojawia się pierwsza znacząca różnica między nim a Don Kichotem. Jeśli bowiem rację miał inny z przywołanych przez Melberga świadków, Miguel de Unamuno, i wcielając swój projekt w życie, bohater Cervantesa dąży w istocie do nieśmiertelności[13], to dla Menarda nieśmiertelność jest nie tyle celem, ile warunkiem możliwości powtórzenia. W ten sposób przynajmniej można by rozumieć zagadkowe na pierwszy rzut oka słowa: „Zasadniczo przedsięwzięcie moje nie jest trudne […]. Wystarczyłoby mi być nieśmiertelnym, aby doprowadzić je do kresu” [PM:40-41]. Innymi słowy: cel zostanie osiągnięty, jeśli bohaterowi uda się, bagatela, wykroczyć poza własną skończoność. „Nieśmiertelność” oznacza tu więc nie tyle przekroczenie horyzontu czasowego, w którym dokonuje się powtórzenie (idzie wszak nie o „bycie, w jakiś sposób, Cervantesem” [PM:40], lecz „pozostanie Pierre’em Menardem i dojście do Don Kichota poprzez doświadczenie Pierre’a Menarda”[PM:40]), ile rozszerzenie go do granic możliwości. Tylko w nieskończoności możliwa jest bowiem realizacja Menardowskiej metody.

Moją samotną grą – pisze w liście bohater Borgesa – rządzą dwa przeciwstawne prawa. Pierwsze pozwala mi wypróbowywać warianty typu formalnego czy psychologicznego; drugie zmusza do poświęcenia ich tekstowi «oryginalnemu» i do wytłumaczenia samemu sobie, w sposób niezbity, tego unicestwienia… [PM:42]

O ile w przypadku Rycerza Smętnego Oblicza środkiem wiodącym do celu było nazywanie, o tyle w przypadku Menarda staje się nim wypróbowanie wszystkich możliwości, swego rodzaju dotarcie do granic potencjalności – tylko po to, by ostatecznie zanegować je w imię jednego, uprzedniego wobec innych rozwiązania. „Powtórzyć” oznacza więc dla bohatera Borgesa: uczynić koniecznym.


H. Daumier, Don Quixote

3

Postępowanie Menarda – a na wzór projektu Kichotowskiego wolno chyba mówić o projekcie Menardowskim jest zatem dążeniem do absolutyzacji człowieka-twórcy i jako takie zakłada konieczność absolutnego wyboru, tzn. wyboru nie będącego „przypadkową opcją, która mogłaby też być inna, zastępowalna przez inne zamiary”[14]. Tłumaczyłoby to, do pewnego stopnia przynajmniej, nie tylko świadome odrzucenie przez poetę „współczynnika przypadku” [PM:42] w procesie realizacji zamierzonego celu, lecz także sam wybór obiektu powtórzenia.
Jak zauważył już na początku przytoczonego listu Menard: „Don Kichot jest książką przypadkową. Don Kichot jest niekonieczny” [PM:41]. Jako taki wymaga więc – z punktu widzenia programu absolutyzacji człowieka i przyjętej przez Borgesowskiego bohatera metody (będącej dosłowną realizacją koncepcji absolutnego wyboru) [15] – symbolicznego przynajmniej „unicestwienia”. „Refleksja filozoficzna – twierdził cytowany przez Marquarda Hegel, a słowa te pozwalają się odnieść również do Menardowskiej wersji „imitación” – nie ma nic innego na celu jak tylko usunięcie momentów przypadkowych”[16]. Narzędziem owego „unicestwienia” – usunięcia „momentów przypadkowych” z dzieła – staje się dla Menarda właśnie powtórzenie.
Jeśli mam rację, mówiąc, że „powtórzyć” to w powyższym kontekście tyle, co „uczynić koniecznym”, „powtórzyć niekonieczne” znaczyłoby: doprowadzić do ponownego wystąpienia serii przypadkowych czynników, które w danym momencie historycznym sprawiły, że pewne zjawisko – w tym wypadku Don Kichot Cervantesa – powstało, choć mogło było nie powstać lub powstać w innym miejscu, czasie i w odmiennej formie[17]. „Unicestwiające powtórzenie”, do którego dąży bohater Borgesa wymaga bowiem, by to, co powtarzane uległo w powtórzonym idealnemu odwzorowaniu, więcej: by było tym samym. Oznacza to, że wzorzec musi stać się konieczny: nie może go nie być – bez wzorca nie ma wszak powtórzenia, powtarzane nie może zaś być odeń inne. Ponieważ jednak powtórzenie zawsze odbywa się w czasie, powtórzone nigdy nie stanie się powtarzanym. Nawet jeśli – jak u bohatera Borgesa – odwzorowanie jest idealne, zmiana kontekstu czasowego niesie ze sobą różnicę. Dlatego obaj – Don Kichot i Menard – starają się pokonać czas. Z tego powodu też obaj ponoszą porażkę. Pierwszy, dążąc do nieśmiertelności, próbuje anulować rzeczywistość i udaje mu się to dopóty, dopóki dystans między fikcją a światem pozaliterackim zostaje zachowany. Drugi, przyjmując nieśmiertelność jak warunek konieczny (nomen omen) i wystarczający powodzenia swojego projektu, przegrywa z własną skończonością.


H. Daumier, Quixote

4

Powtórzenie Pierre’a Menarda – być może jest to właściwość każdego typu powtórzenia – przenosi obiekt powtórzenia z bezdroży dowolności, a więc z dziedziny tego, co przypadkowe – w dziedzinę konieczności: na tamtą stronę dyskursu, jak napisałby Josef Mitterer[18]. Jego efektem ma być dzieło absolutne – dzieło oczyszczone z przypadkowości. Przyjęcie nieśmiertelności jako warunku powodzenia  przedsięwzięcia pokazuje jednak, że nie jest ono wyłącznie funkcją absolutnego wyboru: by projekt został zrealizowany, nie wystarczy wykluczyć z procesu twórczego wszystkiego, co przypadkowe w sposób dowolny (owej bezwładności języka i inwencji, o której wspomina pisarz w liście). Pozostaje wszak jeszcze to, co przypadkowe losowo[19]. Bohater Borgesa, taki jego los, nie urodził się Cervantesem. Los zaś, jak trzeźwo zauważył filozof, jest „w wysokim stopniu oporny na negację i niemożliwy lub trudny do uniknięcia”[20]. Można, rzecz jasna. próbować „poznać dobrze język hiszpański, odzyskać wiarę katolicką, wojować przeciwko Maurom czy przeciwko Turkom, zapomnieć historię Europy od roku 1602 do roku 1918, być Miguelem de Cervantes” [PM:40] – postępowanie takie, dość szybko przez Francuza zarzucone, nie byłoby jednak (zakładając, że w ogóle byłoby możliwe) niczym więcej niż prostą imitacją. Co gorsza, zamiast usunąć „momenty przypadkowe” z dzieła, co można by (potencjalnie) osiągnąć jedynie poprzez jego depersonalizację i dekontekstualizację, jedynie ową przypadkowość utwierdza. Jeszcze mocniej osadza utwór w historycznym – a więc przypadkowym losowo – kontekście jego powstania. Dzieło, by być absolutne, musi bowiem nie tylko wykraczać poza czas i geograficzne otoczenie, które je wydało, lecz także – zostać oderwane od autora: jak prawda zachowywać „ważność również wtedy, gdy on sam go nie reprezentuje, a nawet wtedy, gdy nikt go nie reprezentuje”[21]. Być może dlatego Menard, doszedłszy do „dość wiernego posługiwania się siedemnastowieczną hiszpańszczyzną” [PM:40], odrzuca tę metodę jako „zbyt łatwą”.
Nie zmienia to jednak faktu, że choć – wedle sformułowania Melberga – bohater Borgesa „pozostać może wśród ksiąg”, jego gest przekracza granice literackiej fikcji: jest wymierzony w samą istotę ludzkiej kondycji. Jest zanegowaniem losu, wyzwaniem rzuconym śmierci. Wpisując konieczność w to, co przypadkowe, poeta próbuje w istocie wyjść poza swoje człowieczeństwo. Zarazem jednak: od początku ma świadomość daremności swoich wysiłków. Jego postawa – nieustanna gra kolejnych inicjacji i zaniechań, wyrażająca się serią gestów podjętych, lecz nagle przerwanych, jakby cofniętych w pół drogi (pisarz niszczy napisane przez siebie stronice Don Kichota, uniemożliwiając tym samym zaistnienie swojemu dziełu) – staje się w istocie karykaturą zradykalizowanego wraz z nowoczesnością programu absolutyzacji człowieka. Zakładając konieczność absolutnego wyboru, projekt Menardowski – choćby z racji skończoności ludzkiego życia – automatycznie skazany jest na niepowodzenie. Zniszczenie mozolnie stworzonych (odtworzonych?) fragmentów niegotowego przecież dzieła nie jest w tym kontekście, jak mogłoby się wydawać, oznaką frustracji. Nie jest też jednak – a łatwo o taki wniosek – jedyną formą, cząstkowego choćby, ocalenia marzeń o absolucie. Menard dąży raczej do obnażenia absurdu wszelkich ludzkich usiłowań, pustki kryjącej się za stworzonymi przez człowieka pojęciami. Jak pisał bowiem w liście wysłanym do narratora z Bajonny: „ostateczny rezultat jakiegoś teleologicznego czy metafizycznego dowodzenia – świat zewnętrzny, Bóg, przypadkowość, powszechniki – nie jest bardziej uprzedni ani wiadomy niż moja rozpowszechniona powieść” [PM:52-53].


[1] Arne Melberg, Teorie mimesis. Repetycja, przeł. Jan Balbierz, Kraków 2002, s. 5.
[2] Tamże, s. 119.
[3] Miguel de Cervantes Saavedra, Przemyślny szlachcic Don Kichote z Manczy, przeł. Anna Ludwika Czerny i Zygmunt Czerny, Kraków 2009,  s.73. W tekście, wzorem polskiego tłumaczenia opowiadania Borgesa, konsekwentnie stosuję pisownię imienia głównego bohatera powieści „Don Kichot”.
[4] Tamże.
[5]Tamże, s. 124.
[6] Arne Melberg, dz. cyt., s. 80.
[7] Tamże, s. 84.
[8] Tamże.
[9] Tamże, s. 71.
[10] Tamże, s. 75.
[11] Tamże.
[12] Jorge Luis Borges, Pierre Menard, autor Don Kichota, przeł. Andrzej Sobol-Jurczykowski [w:] tegoż, Fikcje, przeł. różni tłumacze, Warszawa 1972, s. 40. Dalej przypisy do tego wydania lokalizuję bezpośrednio w tekście, oznaczając jako [PM:X], gdzie „PM” oznacza inicjał tytułu, zaś pod „X” znajduje się numer strony.
[13] Por. A. Melberg, dz. cyt., s. 71-73.
[14] Odo Marquard, Apologia przypadkowości. Dociekania filozoficzne na temat człowieka [w:] tegoż, Apologia przypadkowości. Studia filozoficzne, przeł. Krystyna Krzemieniowa, Warszawa 1994, s. 123.
[15] Więcej na temat programu absolutyzacji człowieka i wynikającej z niego koncepcji absolutnego wyboru zob. Tamże, s. 120-125.
[16] Tamże, s. 119.
[17] Por. Arystoteles, Analityki pierwsze i wtóre, przeł. Kazimierz Leśniak, PWN, BKF, Warszawa 1973, s. 33 i n. Zob. też: Odo Marquard, dz. cyt., s. 121.
[18] Josef Mitterer, Tamta strona filozofii. Przeciwko dualistycznej zasadzie poznania,  przeł. Małgorzata Łukasiewicz, Warszawa 1996., s. 3 i n.
[19] Na temat rozróżnienia na to, co przypadkowe w sposób dowolny i przypadkowe losowo zob. Odo Marquard, dz. cyt., s. 132-133.
[20] Tamże, s. 133.
[21] Josef Mitterer, Ucieczka z dowolności, przeł. Anna Zeidler-Janiszewska, Warszawa 2004, s. 72-73.




*
* *


Studium Konrada Zycha zostało wydrukowane w numerze czwartym kwartalnika literacko-kulturalnego Elewator: Borges. 





Konrad Zych, urodzony w 1985 r. Doktorant na Wydziale Polonistyki Uniwersytetu Warszawskiego. W Literatkach od września 2010, od sierpnia 2012 redaktor naczelny. Współpracuje z miesięcznikami „Twórczość” i „Nowe Książki”, pismem dla młodzieży niewidomej i słabo widzącej „Światełko” oraz portalem Xięgarnia.pl. Wcześniej publikował recenzje w miesięczniku „Teraz Rock”. Krótko związany z serwisem PAP Life. Ceni Witolda Gombrowicza, Mirona Białoszewskiego, Stanisława Lema, Jacka Bocheńskiego, J.M. Coetzee, Odo Marquarda, Clifforda Geertza i wielu, wielu innych. Specjalizuje się w literaturze polskiej okresu I wojny światowej. Redaktor portalu internetowego http://literatki.com