czwartek, 27 czerwca 2013

Ekfraza: Dorota Ryst, Obrazy trzeba zamykać w muzeach



To dokonuje się w nas tak, jakby stawało się substratem doświadczenia malarskiego, uproszczonym i przeniesionym w inną, równie zwirtualizowaną, co plastyka rzeczywistość. Ekfraza. Jest bez wątpienia jednym z najważniejszych doświadczeń intersemiotycznych kultury ponowoczesnej. Zderzają się z nią artyści-tłumacze, usiłujący w idei transpozycji odnaleźć źródło mitologicznej niemal, baśniowej, a nawet – użyjmy w końcu tego słowa – metafizycznej siły przekładu.

Zmierzyła się z nią także Dorota Ryst. „Ten który utrzymuje mnie przy życiu lubi prostotę” – zapisała w ekfrazie trzymaj się do obrazu Andrzeja Pronaszko. To zaledwie jedna z fraz wiele mówiącego solilokwium autorki, niemniej jednak – najbardziej zyskująca na znaczeniu w perspektywie całości. Ekfrazy Ryst tworzą rodzaj „prostych kolekcji”, w których łagodność wyrazu związana została w sposób stały i konsekwentny z ideą objaśniania świata, a nawet – z jego racjonalizacją. Intymną, co prawda, wytworzoną na potrzeby własnej logiki egzystencji: „to ból. muszę pozwolić mu trwać. może ma takie samo prawo by istnieć. jak ja jak pleśń i karaluchy” (frida kahlo. drzewo nadziei). Prostota jednak nie jest tu – jak mi się wydaje - osobistym wyznaniem wiary. Przypomnijmy bowiem: lubi ją ten, który podmiot Ryst „utrzymał przy życiu”. Toteż jemu właśnie składa się dar „prostej kolekcji”, dar podmiotu-utrzymanka. Co jest rzeczywistym pragnieniem Ja mówiącego tych wierszy? – nie dowiemy się, jak się obawiam, obciążeni cieniem Wielkiego Donatora.

Karol Samsel




Andrzej Pronaszko Portret żony, 1921

trzymaj się

piszesz do mnie trzymaj się. trzymam się. tutaj
wszystko jest proste. linie krzeseł i ścian. historie
które mogłyby się zdarzyć. podobno
w jednej ze ścian jest okno. ten który mnie utrzymuje

przy życiu lubi prostotę. nawet linie papilarne są
zbyt kręte. trzeba je schować. nie zostawiać
śladów. kiedyś przecież wyjdę z tego pokoju.
podniosę głowę. zobaczysz jakie mam oczy.

to od nich mój prochowiec wygląda jak niebieski.
zdejmę kapelusz i rękawiczki.
na razie muszę się trzymać.
trzymać się krzesła.
trzymać się
rozkurczowo.



Frida Khalo Arbol de la esperanza, mantente firme, 1946

frida kahlo, drzewo nadziei

to ból. muszę pozwolić mu trwać. może
ma takie samo prawo by istnieć. jak ja
jak pleśń i karaluchy. to ból. nakarmię go
sobą. zaśpiewam kołysankę. może zaśnie w fałdach

czerwonej sukienki. to ból. wrósł we mnie. rozsadza
korzeniami kamień mojego ciała. będę go pielęgnować
jak drzewo. nazwę go esperanza.



Rafał Malczewski Wiosna w górach, 1927

wiosna

                                    ta wiosna będzie inna
                                                      [J. Pucis]


wszystkie wiosny są takie same. w gruncie rzeczy
kiełkują jak kiełkowały co roku. pali się
to o czym trzeba zapomnieć. udaje się
udawać że można zacząć od nowa. więc bierzemy i oddajemy

śnieg do przechowalni i cesarzowi co cesarskie.
odmieniamy odnawiamy oddalamy się
od siebie. tylko góry tak samo szczerze szczerzą
skały. czekają.



Amedeo Modigliani Jeanne Hébuterne, 1919

jeanne hébuterne 1919

obrazy trzeba zamykać w muzeach. wieszać 
kartki nie dotykać eksponatów. ktoś mógłby dotknąć 
tego skrawka płótna. jej sukienki. jeannne hébuterne.

krzesło lamperia drzwi. nawet jego zamiłowanie
do strzelistych linii nie zdołało ukryć jej zbyt naturalnie 
dużego brzucha. ktoś mógłby dotknąć.

a może przed chwilą modi nosił ją na rękach. może bił
zobaczywszy w jej oczach nieuchronność. swoją maskę 
pośmiertną. doskonalszą niż ta którą zrobił kisling.

ktoś mógłby dotknąć zanim stłucze się spadając 
z nią z piątego piętra.



Joan Miró Hand Catching a Bird, 1968

lato 

bywam. pływam. wciąż mnie ubywa. bywa 
że nie chce mi się bywać. wtedy leżę wyciągam rękę
przesypuje błękit przez palce. prześwietlam. rozpływam
leniwie. łapię to co jest ćwierkaniem dźwiękiem.

wreszcie mogę chodzić na skróty wydeptywać ścieżki
rozpływać się. roztapiać myśli o początku i końcu.
ścigać wzrokiem wróble szpaki mewy. śmieszki
uśmiechy. palce tak jak ptak znikną w słońcu.




fot. Arek Łuszczyk
Dorota Ryst - absolwentka Wydziału Polonistyki Uniwersytetu Warszawskiego. Mieszka w Warszawie. Od roku 1996 bierze czynny udział w życiu literackim. Od 1997 zdobywa nagrody w ogólnopolskich konkursach poetyckich (w sumie blisko 100 nagród i wyróżnień). Wydała 4 autorskie tomiki poezji – „Odmiana przez przypadki” (1999), „widoczki. wiersze bezwstydne” (2005) i „czasunek” (2009) i „Punkty przecięcia” (2011). Jej twórczość była publikowana w licznych almanachach, antologiach i czasopismach literackich. Jest jednym z założycieli Stowarzyszenia Salon Literacki zajmującego się popularyzacją i promocją polskiej poezji, w stowarzyszeniu pełni obecnie funkcję zastępcy prezesa. Od września 2010 jest redaktorem naczelnym portalu „Salon Literacki”. Często występuje na spotkaniach autorskich, a także organizuje i prowadzi wieczory innych autorów. Jest jednym z pomysłodawców i organizatorów (wraz ze Sławomirem Płatkiem) Warsztatów Poetyckich „Pomost”, których odbyło się już pięć edycji, w Turowie (gmina Miastko), a które zwieńczone zostały tomikami ‘powarsztatowym’ i spotkaniami, które je promowały. Jest redaktorem wielu almanachów, a także tomików autorskich z Serii Wydawniczej Salonu Literackiego.