1
Zanim przejdę do – z konieczności
skrótowej i nie mającej ambicji wyczerpania tematu – analizy powtórzenia w
opowiadaniu Jorge Luisa Borgesa Pierre Menard, autor Don Kichota, niech
będzie mi wolno powołać świadka. W opublikowanej w 1992 roku książce Teorie mimesis.
Repetycja Arne Melberg dokonuje reinterpretacji historii tytułowego pojęcia
w kategoriach naśladowania i powtórzenia: „odczytując mimesis jako
pojęcie temporalne w repetytywnej reżyserii”[1].
Swoją koncepcję opiera na czterech, dość luźno ze sobą połączonych „studiach
przypadku”, poświęconych kolejno: wypędzeniu poetów z idealnego państwa
Platona, problemowi imitación i drążącemu Don Kichota pragnieniu odnowienia
„wieku złotego” w dziele Cervantesa, russowskiej rêverie jako dążeniu do
osiągnięcia stanu „bez granic i różnic”[2],
wreszcie gjentagelse Kierkegaarda, w którym gest powtarzania owocuje
tym, co nowe i wcześniej nieznane. Ze zrozumiałych względów w tym miejscu interesować
mnie będzie tylko ten drugi przypadek.
Punktem wyjścia, a zarazem centralnym
zagadnieniem przeprowadzonej przez Melberga analizy Don Kichota jest
powracające w dziele Cervantesa wyobrażenie „wieku złotego”. Po raz pierwszy
pojawia się ono w jedenastym rozdziale części pierwszej, kiedy rycerz i jego
giermek przyjmują gościnę od napotkanych po drodze, rozpoetyzowanych koziarzy.
Po raz drugi – w rozdziale dwudziestym tej samej części, kiedy pogrążeni w
ciemności bohaterowie nasłuchują przerażeni tajemniczego łoskotu, który – jak
okazuje się z nastaniem dnia – dobiega ze znajdującego się nieopodal foluszu. W
pierwszej z wymienionych scen Don Kichot wygłasza płomienną przemowę, w której
sławi ów szczęśliwy czas, gdy nie niepokojone przez nikogo dziewczęta mogły
wędrować po świecie, skrywając pod odzieniem tylko tyle ciała „ile zawsze
skromność uczciwie nakazywała i nakazuje”[3].
Obecnie, w „wieku żelaznym”, niewinność wędrujących dziewcząt zagrożona jest
„miłosną zarazą”[4],
dlatego niezbędni są błądzący rycerze, którzy będą trzymać pieczę nad ich
bezpieczeństwem. Sam Don Kichot, jak poucza Sancza w drugim z przywołanych fragmentów, z „woli nieba” urodził się „w tym
wieku naszym żelaznym, aby wskrzesić wiek złoty albo złocisty, jak go zwykle
zowią”[5].
Analizując te dwa epizody, Melberg nazywa
owo dążenie – próbę przywrócenia niewinności „wieku złotego” w trawionym
„miłosną zarazą” „wieku żelaznym” – projektem
Kichotowskim. Tym, czego w istocie chce dokonać rycerz jest więc
przezwyciężenie czasu. Nie chodzi jednak o powstrzymanie jego upływu ani tym
bardziej odwrócenie biegu, lecz o restytucję tego, co bezpowrotnie utracone we
współczesności. Projekt Kichotowski, mimo iż bohater realizuje swój zamiar
poprzez naśladowanie wzorów z rycerskich ksiąg, nie ma bowiem na celu wyłącznie
imitacji: służy raczej przemianie literackiej fikcji w „w tu i teraz
rzeczywistości”[6].
Jak zauważył autor Teorii mimesis: „rycerz jest wzorcową istotą
lingwistyczną, to jest kimś, kto żyje według danych wcześniej przykładów
literackich”[7],
to znaczy „w każdej konkretnej sytuacji […] myśli […] literacko, i nie reaguje
nigdy na wezwania rzeczywistości, zanim ich literacko nie opracuje”[8].
Moment, w którym nie jest w stanie dokonać transformacji świata w literaturę –
nazwać napotkanej wieśniaczki Dulcyneą – świadczy o klęsce projektu. Don Kichot
nie porzuca jednak prób jego realizacji, nieodwracalnie pogrążając się w
melancholii.
Tyle streszczenia. Aby uprawomocnić swoje odczytanie, Melberg
powołuje trzech świadków – „niecodziennych naśladowców”[9]
Cervantesa, jak sam ich określa: Miguela de Unamuno, Jorge Luisa Borgesa i
Paula Austera. Pochylając się nad przetworzeniem Cervantejskiego wzorca w Pierze
Menardzie…, stwierdza, że Argentyńczyk „w małej skali wypróbowuje to, co
Cervantes rozwinął w wielkim stylu, mianowicie przemianę fikcji w
rzeczywistość”[10].
Biorąc Melberga na świadka, chciałbym – w małej skali – wypróbować jego
koncepcję w odniesieniu do opowiadania Borgesa.
H. Daumier, Don Quixote and Sancho Pansa |
2
Na czym polega
Menardowska „imitación”? Wydaje się, że w swoich zasadniczych rysach
jest zbieżna z projektem Kichotowskim. Obydwaj bohaterowie naśladują, obydwaj
też poprzez naśladowanie chcą stworzyć coś nowego. Różnica między powtórzeniem
u Cervantesa a powtórzeniem w opowiadaniu Borgesa tkwi jednak – takiej tezy
będę tu bronił – tyleż w skali, co jakości zjawiska. O ile bowiem Rycerz
Smętnego Oblicza, dążąc do odnowienia mitycznej rzeczywistości „wieku złotego” w
zdegenerowanych realiach „wieku żelaznego”, porusza się po linii łączącej
rzeczywistość z literaturą (aczkolwiek, jak zostało to powiedziane, neguje tę
pierwszą w imię drugiej), o tyle Menard – by użyć celnego określenia Melberga –
„pozostać może wśród ksiąg”[11].
Jego przedsięwzięcie wydaje się przy tym nie mniej szalone niż wędrówka
odzianego w starą miskę hiszpańskiego szlachcica Alonso Quijano. Francuski
symbolista chce bowiem napisać Don Kichota. Nie chodzi jednak o
uwspółcześnioną wersję słynnej powieści, lecz „stworzenie stronic, które
zbiegłyby się – słowo w słowo i zdanie po zdaniu – ze stronicami Migueala de
Cervantes”[12],
przy czym – co z całą mocą podkreśla narrator – zabieg ten nie jest
równoznaczny z mechanicznym skopiowaniem oryginału. Aby to osiągnąć, bohater
Borgesa musi – podobnie jak rycerz z Manczy – przezwyciężyć czas.
Tu jednak pojawia się
pierwsza znacząca różnica między nim a Don Kichotem. Jeśli bowiem rację miał
inny z przywołanych przez Melberga świadków, Miguel de Unamuno, i wcielając
swój projekt w życie, bohater Cervantesa dąży w istocie do nieśmiertelności[13],
to dla Menarda nieśmiertelność jest nie tyle celem, ile warunkiem możliwości
powtórzenia. W ten sposób przynajmniej można by rozumieć zagadkowe na pierwszy
rzut oka słowa: „Zasadniczo przedsięwzięcie moje nie jest trudne […].
Wystarczyłoby mi być nieśmiertelnym, aby doprowadzić je do kresu” [PM:40-41].
Innymi słowy: cel zostanie osiągnięty, jeśli bohaterowi uda się, bagatela,
wykroczyć poza własną skończoność. „Nieśmiertelność” oznacza tu więc nie tyle
przekroczenie horyzontu czasowego, w którym dokonuje się powtórzenie (idzie
wszak nie o „bycie, w jakiś sposób, Cervantesem” [PM:40], lecz „pozostanie
Pierre’em Menardem i dojście do Don Kichota poprzez doświadczenie
Pierre’a Menarda”[PM:40]), ile rozszerzenie go do granic możliwości. Tylko w
nieskończoności możliwa jest bowiem realizacja Menardowskiej metody.
Moją samotną grą – pisze w
liście bohater Borgesa – rządzą dwa przeciwstawne prawa. Pierwsze pozwala mi
wypróbowywać warianty typu formalnego czy psychologicznego; drugie zmusza do
poświęcenia ich tekstowi «oryginalnemu» i do wytłumaczenia samemu sobie, w
sposób niezbity, tego unicestwienia… [PM:42]
O ile w przypadku Rycerza Smętnego Oblicza
środkiem wiodącym do celu było nazywanie, o tyle w przypadku Menarda staje się
nim wypróbowanie wszystkich
możliwości, swego rodzaju dotarcie do granic potencjalności – tylko po to, by
ostatecznie zanegować je w imię jednego,
uprzedniego wobec innych rozwiązania. „Powtórzyć” oznacza więc dla bohatera
Borgesa: uczynić koniecznym.
H. Daumier, Don Quixote |
3
Postępowanie Menarda –
a na wzór projektu Kichotowskiego wolno chyba mówić o projekcie Menardowskim – jest
zatem dążeniem do absolutyzacji człowieka-twórcy i jako takie zakłada
konieczność absolutnego wyboru, tzn. wyboru nie będącego „przypadkową opcją,
która mogłaby też być inna, zastępowalna przez inne zamiary”[14].
Tłumaczyłoby to, do pewnego stopnia przynajmniej, nie tylko świadome odrzucenie
przez poetę „współczynnika przypadku” [PM:42] w procesie realizacji
zamierzonego celu, lecz także sam wybór obiektu powtórzenia.
Jak zauważył już na
początku przytoczonego listu Menard: „Don Kichot jest książką
przypadkową. Don Kichot jest niekonieczny” [PM:41]. Jako taki wymaga
więc – z punktu widzenia programu absolutyzacji człowieka i przyjętej przez
Borgesowskiego bohatera metody (będącej dosłowną realizacją koncepcji
absolutnego wyboru) [15]
– symbolicznego przynajmniej „unicestwienia”. „Refleksja filozoficzna –
twierdził cytowany przez Marquarda Hegel, a słowa te pozwalają się odnieść
również do Menardowskiej wersji „imitación” – nie ma nic innego na celu
jak tylko usunięcie momentów przypadkowych”[16].
Narzędziem owego „unicestwienia” – usunięcia „momentów przypadkowych” z dzieła
– staje się dla Menarda właśnie powtórzenie.
Jeśli mam rację,
mówiąc, że „powtórzyć” to w powyższym kontekście tyle, co „uczynić koniecznym”,
„powtórzyć niekonieczne” znaczyłoby: doprowadzić do ponownego wystąpienia serii
przypadkowych czynników, które w danym momencie historycznym sprawiły, że pewne
zjawisko – w tym wypadku Don Kichot Cervantesa – powstało, choć mogło
było nie powstać lub powstać w innym miejscu, czasie i w odmiennej formie[17].
„Unicestwiające powtórzenie”, do którego dąży bohater Borgesa wymaga bowiem, by
to, co powtarzane uległo w powtórzonym idealnemu odwzorowaniu, więcej: by było
tym samym. Oznacza to, że wzorzec musi stać się konieczny: nie może go nie być
– bez wzorca nie ma wszak powtórzenia, powtarzane nie może zaś być odeń inne.
Ponieważ jednak powtórzenie zawsze odbywa się w czasie, powtórzone nigdy nie
stanie się powtarzanym. Nawet jeśli – jak u bohatera Borgesa – odwzorowanie
jest idealne, zmiana kontekstu czasowego niesie ze sobą różnicę. Dlatego obaj –
Don Kichot i Menard – starają się pokonać czas. Z tego powodu też obaj ponoszą
porażkę. Pierwszy, dążąc do nieśmiertelności, próbuje anulować rzeczywistość i
udaje mu się to dopóty, dopóki dystans między fikcją a światem pozaliterackim
zostaje zachowany. Drugi, przyjmując nieśmiertelność jak warunek konieczny (nomen
omen) i wystarczający powodzenia swojego projektu, przegrywa z własną
skończonością.
H. Daumier, Quixote |
4
Powtórzenie Pierre’a
Menarda – być może jest to właściwość każdego typu powtórzenia – przenosi
obiekt powtórzenia z bezdroży dowolności, a więc z dziedziny tego, co
przypadkowe – w dziedzinę konieczności: na tamtą stronę dyskursu, jak napisałby
Josef Mitterer[18].
Jego efektem ma być dzieło absolutne – dzieło oczyszczone z przypadkowości.
Przyjęcie nieśmiertelności jako warunku powodzenia przedsięwzięcia pokazuje jednak, że nie jest
ono wyłącznie funkcją absolutnego wyboru: by projekt został zrealizowany, nie
wystarczy wykluczyć z procesu twórczego wszystkiego, co przypadkowe w sposób
dowolny (owej bezwładności języka i inwencji, o której wspomina pisarz w
liście). Pozostaje wszak jeszcze to, co przypadkowe losowo[19].
Bohater Borgesa, taki jego los, nie urodził się Cervantesem. Los zaś, jak
trzeźwo zauważył filozof, jest „w wysokim stopniu oporny na negację i
niemożliwy lub trudny do uniknięcia”[20].
Można, rzecz jasna. próbować „poznać dobrze język hiszpański, odzyskać wiarę
katolicką, wojować przeciwko Maurom czy przeciwko Turkom, zapomnieć historię
Europy od roku 1602 do roku 1918, być
Miguelem de Cervantes” [PM:40] – postępowanie takie, dość szybko przez Francuza
zarzucone, nie byłoby jednak (zakładając, że w ogóle byłoby możliwe) niczym
więcej niż prostą imitacją. Co gorsza, zamiast usunąć „momenty przypadkowe” z
dzieła, co można by (potencjalnie) osiągnąć jedynie poprzez jego
depersonalizację i dekontekstualizację, jedynie ową przypadkowość utwierdza.
Jeszcze mocniej osadza utwór w historycznym – a więc przypadkowym losowo –
kontekście jego powstania. Dzieło, by być absolutne, musi bowiem nie tylko
wykraczać poza czas i geograficzne otoczenie, które je wydało, lecz także –
zostać oderwane od autora: jak prawda zachowywać „ważność również wtedy, gdy on
sam go nie reprezentuje, a nawet wtedy, gdy nikt go nie reprezentuje”[21].
Być może dlatego Menard, doszedłszy do „dość wiernego posługiwania się
siedemnastowieczną hiszpańszczyzną” [PM:40], odrzuca tę metodę jako „zbyt
łatwą”.
Nie zmienia to jednak
faktu, że choć – wedle sformułowania Melberga – bohater Borgesa „pozostać może
wśród ksiąg”, jego gest przekracza granice literackiej fikcji: jest wymierzony
w samą istotę ludzkiej kondycji. Jest zanegowaniem losu, wyzwaniem rzuconym
śmierci. Wpisując konieczność w to, co przypadkowe, poeta próbuje w istocie
wyjść poza swoje człowieczeństwo. Zarazem jednak: od początku ma świadomość
daremności swoich wysiłków. Jego postawa – nieustanna gra kolejnych inicjacji i
zaniechań, wyrażająca się serią gestów podjętych, lecz nagle przerwanych, jakby
cofniętych w pół drogi (pisarz niszczy napisane przez siebie stronice Don
Kichota, uniemożliwiając tym samym zaistnienie swojemu dziełu) – staje się
w istocie karykaturą zradykalizowanego wraz z nowoczesnością programu
absolutyzacji człowieka. Zakładając konieczność absolutnego wyboru, projekt
Menardowski – choćby z racji skończoności ludzkiego życia – automatycznie
skazany jest na niepowodzenie. Zniszczenie mozolnie stworzonych (odtworzonych?)
fragmentów niegotowego przecież dzieła nie jest w tym kontekście, jak mogłoby
się wydawać, oznaką frustracji. Nie jest też jednak – a łatwo o taki wniosek –
jedyną formą, cząstkowego choćby, ocalenia marzeń o absolucie. Menard dąży
raczej do obnażenia absurdu wszelkich ludzkich usiłowań, pustki kryjącej się za
stworzonymi przez człowieka pojęciami. Jak pisał bowiem w liście wysłanym do
narratora z Bajonny: „ostateczny rezultat jakiegoś teleologicznego czy
metafizycznego dowodzenia – świat zewnętrzny, Bóg, przypadkowość, powszechniki
– nie jest bardziej uprzedni ani wiadomy niż moja rozpowszechniona powieść”
[PM:52-53].
[1]
Arne Melberg, Teorie mimesis. Repetycja, przeł. Jan Balbierz,
Kraków 2002, s. 5.
[2]
Tamże, s. 119.
[3]
Miguel de Cervantes Saavedra, Przemyślny szlachcic Don Kichote z Manczy,
przeł. Anna Ludwika Czerny i Zygmunt Czerny, Kraków 2009, s.73. W tekście, wzorem polskiego tłumaczenia
opowiadania Borgesa, konsekwentnie stosuję pisownię imienia głównego bohatera
powieści „Don Kichot”.
[4]
Tamże.
[5]Tamże,
s. 124.
[6]
Arne Melberg, dz. cyt., s. 80.
[7]
Tamże, s. 84.
[8]
Tamże.
[9]
Tamże, s. 71.
[10]
Tamże, s. 75.
[11]
Tamże.
[12] Jorge Luis Borges, Pierre
Menard, autor Don Kichota, przeł. Andrzej Sobol-Jurczykowski [w:]
tegoż, Fikcje, przeł. różni tłumacze, Warszawa 1972, s. 40. Dalej
przypisy do tego wydania lokalizuję bezpośrednio w tekście, oznaczając jako
[PM:X], gdzie „PM” oznacza inicjał tytułu, zaś pod „X” znajduje się numer
strony.
[13]
Por. A. Melberg, dz. cyt., s. 71-73.
[14]
Odo Marquard, Apologia przypadkowości. Dociekania filozoficzne na temat
człowieka [w:] tegoż, Apologia przypadkowości. Studia filozoficzne,
przeł. Krystyna Krzemieniowa, Warszawa 1994, s. 123.
[15]
Więcej na temat programu absolutyzacji człowieka i wynikającej z niego
koncepcji absolutnego wyboru zob. Tamże, s. 120-125.
[16]
Tamże, s. 119.
[17]
Por. Arystoteles, Analityki pierwsze i wtóre, przeł. Kazimierz Leśniak,
PWN, BKF, Warszawa 1973, s. 33 i n. Zob. też: Odo Marquard, dz. cyt., s. 121.
[18]
Josef Mitterer, Tamta strona filozofii. Przeciwko dualistycznej zasadzie
poznania, przeł. Małgorzata
Łukasiewicz, Warszawa 1996., s. 3 i n.
[19]
Na temat rozróżnienia na to, co przypadkowe w sposób dowolny i przypadkowe
losowo zob. Odo Marquard, dz. cyt., s. 132-133.
[20]
Tamże, s. 133.
[21] Josef Mitterer, Ucieczka z dowolności, przeł. Anna Zeidler-Janiszewska, Warszawa 2004, s. 72-73.
*
* *
Studium Konrada Zycha zostało wydrukowane w numerze czwartym kwartalnika literacko-kulturalnego Elewator: Borges.
Konrad Zych, urodzony w 1985 r. Doktorant na Wydziale Polonistyki Uniwersytetu Warszawskiego. W Literatkach od września 2010, od sierpnia 2012 redaktor naczelny. Współpracuje z miesięcznikami „Twórczość” i „Nowe Książki”, pismem dla młodzieży niewidomej i słabo widzącej „Światełko” oraz portalem Xięgarnia.pl. Wcześniej publikował recenzje w miesięczniku „Teraz Rock”. Krótko związany z serwisem PAP Life. Ceni Witolda Gombrowicza, Mirona Białoszewskiego, Stanisława Lema, Jacka Bocheńskiego, J.M. Coetzee, Odo Marquarda, Clifforda Geertza i wielu, wielu innych. Specjalizuje się w literaturze polskiej okresu I wojny światowej. Redaktor portalu internetowego http://literatki.com